niedziela, 24 listopada 2013

Rozdział 6

  -Już lepiej- oznajmiła cicho i za kurtyną włosów ukryła zażenowaną twarz.
- Rozmawiałaś z ojcem?- spytał od razu czarnowłosy. Niemrawo przytaknęła. Nie była pewna czemu zawędrowała do pokoju Zabiniego, nie byli przyjaciółmi, ba! Rozmawiała z nim po raz piąty w życiu.
- Jeśli można nazwać to rozmową- wydusiła z siebie niechętnie. Nie odpowiedział, jego dłonie spoczęły na długich włosach dziewczyny i związały je w wysoką kitkę.
-Opowiedz jeśli chcesz.- Uśmiechnął się lekko, spokojnym ruchem dłoni otarł jej łzy, choć uspokoiła się nieco one dalej malowały ścieżkę na zaczerwienionych policzkach. Gdy milczała zniknął w sąsiednim pomieszczeniu, by zaraz  wrócić z dwoma kieliszkami, butelką ognistej oraz dużą paczką mugolskich chipsów. Spojrzała na niego ze zdumieniem,a on w odpowiedzi puścił jej oko.
- Częstuj się.- Podał jej pełen kieliszek, z którego trunek wypiła jednym haustem, by zaraz zjeść kilka chipsów. Uśmiechnęła się słabo i podsuwając mu kieliszek, by dolał nieco trunku zaczęła opowiadać.
*
-Czy ja jestem głupia, Diable?- spytała cichym tonem. Leżała na łóżku chłopaka w bieliźnie i jego szarym podkoszulku, z jej włosów na podłogę spływała woda, dopiero co wzięła kąpiel.
-A gdzie tam, może trochę pijana- rzucił przez ramię i wszedł do łazienki. Wybuchnęła głośnym śmiechem i przymknęła powieki okrywając się pachnącą męskimi perfumami kołdrą.
*

Śmierciożercy obecni w Riddle Manor siedzieli w jadalni, obiad był już na stole, lecz nikt nie odważył się  zacząć posiłku. Dziś siedział z nimi nie Tom, którego uważali za prawą rękę pana, a Voldemort, wściekły na wszystkich, milczący. W dodatku przy stole nie brakowało tylko Toma, lecz także Hermiony, która dotąd jeszcze nigdy nie ominęła posiłku.
    Dziewczyna nie chciała schodzić na dół, siedziała w pokoju Zabini'ego ubrała w krótkie czarne spodenki i granatową koszulę. Była bosa, a jej rozczochrane włosy opadały na smutną twarz, oczy dalej były zaczerwienione, a kac dawał o sobie znać.  Sięgnęła po jedną z książek na regale i przetarła rękawem oczy. "Minusy dobrej magii", przeczytała i uniosła lekko jedną brew szybko zabierając się za lekturę.
-Hermiona.- Do pokoju wpadł blady jak ściana Blaise przez co poderwała się gwałtownie książkę zostawiając na oparciu fotela.
-Coś się stało?- Zaniepokojona przyjrzała mu się uważnie odgarniając z twarzy włosy.
- Czarny Pan jest wściekły, kazał przeszukać cały ogród, włącznie z parkiem, wysłał ludzi na plażę i kazał sprawdzać wszystko od piwnic w górę. Przedtem był w twoim pokoju, gdy nie zjawiłaś się na obiedzie, a teraz wygląda jakby miał nas wszystkich zamienić w pył- wyrzucił z siebie na jednym wydechu.- W dodatku wezwał twojego ojca i teraz siedzi z nim w swoim gabinecie i dyskutują, Gellert wysunął propozycję, że nienawidzisz ich obu i że wróciłaś do Zakonu- dodał już nieco spokojniej i zamknął drzwi na klucz. Usiadł na swoim łóżku i oddychając głęboko ukrył twarz w dłoniach. Przestraszona dziewczyna z wahaniem położyła mu dłoń na ramieniu i w zamyśleniu spuściła głowę, przygnębiona.
-Przepraszam, Blaise. Sprowadziłam kłopoty, rozgniewałam węża i teraz powinnam go ułagodzić- oznajmiła cicho, lecz bez wahania.- Będziesz tak dobry i zaprowadzisz mnie do jego gabinetu? Sama mogę się nie odważyć stawić czoła im obu- wytłumaczyła się szybko, a gdy wstał uśmiechnęła się słabo.- Daj mi tylko momencik.- Pociągnęła go za sobą do swojego pokoju, gdzie ubrała czarne baleriny i rozczesała włosy, by na koniec psiknąć się perfumami, które Riddle osobiście jej wręczył choć robił to z doskonale widoczną niechęcią. Pokręciła lekko głową na to wspomnienie i ruszyła za chłopakiem nieco przestraszona, niczym pisklę przed spotkaniem z wężem.
Zastukała cicho w drzwi i nie czekając na "wejść" wślizgnęła się do środka dziękując Zabini'emu słabym uśmiechem.
-Czego tym razem?- Różdżka skierowała się w jej stronę, a dziewczyna zbladła.
-Mam wyjść?- spytała niepewnie, Voldemort czym prędzej opuścił różdżkę, a Grindelwald pojawił się przy niej.
-Gdzieś ty była dziewczyno?
-To nie twoja sprawa, nie jesteś moim ojcem- odpowiedziała stojąc sztywno i nie patrząc mu w oczy.- Tom, żądam rozmowy.
-Wracaj do siebie, Gellert- odparł czym prędzej mężczyzna i patrząc jej lodowato w oczy wskazał fotel, w którym szybko usiadła. -Gdzie byłaś?
-Nie twoja sprawa, nie o tym będziemy mówić.- Chociaż była przerażona jej głos był zdeterminowany co dziwiło ją samą. Uspokoiła się nieco, gdy mężczyzna przybrał swą ludzką postać i choć jego wzrok dalej był zimniejszy niż kiedykolwiek, a zwykle czarne oczy błyszczały czerwienią rozluźniła się.
-W takim razie o czym?- spytał, stał nad nią niczym kat doskonale wiedząc jakie uczucia wzbudza, uwielbiał ten strach malujący się w jej oczach, mieszającą się z nim determinację, która jednak przeplatała się z niepewnością. Wyczuwał, że dziewczyna czuje do niego respekt, do jego doświadczenia, wieku, wiedzy, którą zdążył nabyć nim ona się urodziła, a której uchylił jedynie rąbek, gdy postanowił ją nieco nauczyć
-Nie jestem dzieckiem- zaczęła ze spokojem.- Nie możesz mnie tak traktować, ani ty, ani tym bardziej pan Grindelwald. Nie chce z nim iść, ale ma racje, oszukałeś mnie, nie powiedziałeś mi kim jesteś... po co ci to było? I tak prawda wyszła na jaw- wytknęła mu z goryczą.
-Wiem, doskonale jednak zdaję sobie sprawę z twojej nienawiści- odparł opierając się o biurko, z beznamiętną twarzą patrzył na nią z góry.- Z tego, że nie chcesz mnie za męża także.
-Nie przerywaj mi, ja mówię- skarciła go ostro.- Mam swoje zdanie, naprawdę nie jestem głupia, nieważne co myślicie. Nie idę z nim... ale to nie znaczy, że zostanę z tobą, jednak skoro na razie tu jestem... pozwól mi być sobą. Lubię czasem spędzić samotny dzień, z książką i gorącą czekoladą, nie mogę być wiecznie wśród ludzi, nienawidzę ich! Muszę wszystko przemyśleć to dla mnie coś nowego i... i bardzo cię proszę, zrób coś dla mnie- mruknęła, przy ostatnim zdaniem zawahała się wiedząc, że może zrobić jej na złość, od tak, z czystej złośliwości.
-Słucham?- spytał, jego głos wyprany z wszelkich emocji sprawił, że zacisnęła wargi.
-Nie krzywdź Malfoy'ów i Blaise' a Zabinie'ego, nie mam już nikogo więcej, a sama tego nie zniosę. Jestem słaba i zdaje sobie z tego sprawę- dodała z dumą.
-Rozważę to- odpowiedział. Wzdrygnęła się, gdy lodowata dłoń spoczęła na jej policzku.- I zapamiętam, wiedz jednak, że wkrótce odbędzie się tu uroczystość, na której będziesz obecna.
-Dobrze- mruknęła bez namysłu i dotknęła opuszkami palców jego ręki.- Odsuń się, Voldemort- stwierdziła chłodnym głosem, poważniejąc. Gdy to zrobił choć wcześniej odczuwała wstręt zapragnęła by dotknął ją jeszcze raz. Oparła czoło na jego ręce opartej o biurko i westchnęła głęboko.- Chciałabym, żeby było inaczej, nie lubię, gdy się mnie do czegoś zmusza.- Podniosła się kierując się do wyjścia.
-Poczekaj- rzucił ostro przez co przestraszona zamknęła drzwi i odwróciła się ku niemu. Znów przyjął postać Voldemorta przez co odczuła znacznie większą niechęć, nie odrzucał jej wygląd, nie o to chodziło, od wysokiej postaci bił niezwykły autorytet, krwistoczerwone, lodowate oczy posiadały wiedzę większą niż ktokolwiek.- Istnieje możliwość zerwania kontraktu, mogą go przerwać osoby, które się na nim podpisały, jednak każda z nich po podarciu jej umrze i to od wielu wieków się nie zmieniło, mało kto jednak wie, że osoba, której imienia użyto, a która się nie podpisała może zniszczyć podpisy przez spalenie i choć reszta kontraktu pozostanie bezpiecznie można ją podrzeć.
Spoglądała na niego zdumiona, nie rozumiała czemu ją o tym informuje dopóki nie przypomniała sobie ostatniego zdania, które wyleciało jej z głowy jak tylko się odezwał, mimowolnie poczuła do niego wdzięczność.
-Dziękuję- odparła, oczy jej rozbłysły.- Cieszę się, że mi o tym mówisz. Miłego dnia- dodała i ruszyła do wyjścia. Zamknęła za sobą drzwi, podczas gdy mężczyzna pozostał w bezruchu, czuła się nieco dziwnie, gdy wychodziła, stał niczym posąg, a jego mądre oczy przeszywały ją na wskroś.
Doszła do końca korytarza i cofnęła się gwałtownie dochodząc do wniosku, że nie może iść tak po prostu tym bardziej,że chciała... Przygryzła dolną wargę spłoszona, mógł odmówić, a tak bardzo tego nie chciała... Wpadła do gabinetu mężczyzny bez słowa. Siedział za biurkiem w swej mniej ludzkiej postaci, jego beznamiętna twarz nie przeraziła jej tym razem, w końcu była do niej przyzwyczajona wszak mimo przerażającego wyglądu to dalej był Tom. Ten sam Tom, który ją uczył, czytał z nią książki przy kominku i pił gorącą czekoladę choć nie lubił słodyczy, uczył ją jeździć konno i sztuk walki, całkowicie mugolskich, lecz bardzo przydatnych. To właśnie on pocieszał ją gdy przestraszona rozglądała się po nowym miejscu, wracała do siebie po śmierci opiekunów... Zawsze był chłodny, pusty...a mimo to wyglądał na dumnego z niej, z tego, że tak szybko się uczy.
-Słucham?- Świszczący głos rozniósł się po pomieszczeniu, obserwował ją uważnie, gdy spłonęła rumieńcem dochodząc do wniosku,że powrót był nieprzemyślany i zbyt gwałtowny.
-Ja...Czy może...- urwała spłoszona, jego spokojem.- Chciałabym, abyśmy dalej spędzali wieczory przy kominku, lubię je- oznajmiła po chwili z powagą w głosie.
-Dziś jak zwykle, ubierz sweter- odparł, stracił nią zainteresowanie i wrócił do studiowania papierów. Stanęła za nim i przyjrzała się dokumentom z niezadowoleniem marszcząc nos.
-Tutaj jest błąd- oznajmiła cicho stukając w kartkę palcem.- Jeśli zmieni się to zaklęcie na Vivaro* efekt będzie mocniejszy- wyjaśniła i czym prędzej opuściła pomieszczenie.

_________
Wow...ale poślizg, notka miała być już dawno, ale wena się skończyła <<
*Vivaro- zaklęcie kontrolujące, dużo mocniejsze od Imperio ponieważ wywodzi się z pierwotnej magii, zapomnianej. Zaklęcie pochodzi z książki "Pradawny czar" z rozdziału 4, wymyślone przeze mnie.

1 komentarz:

  1. <3 jejkuu. Jakie to świetne! No poślizg!
    Skoro się zaczęła wena to rozdział w najbliższej przyszłości! ;D

    OdpowiedzUsuń