niedziela, 23 lutego 2014

Rozdział 8

    Chłodna dłoń musnęła jej szyję, lecz szybko się cofnęła,gdy dziewczyna otworzyła oczy. Zamrugała i spojrzała na leżącego obok niej czarnowłosego. Wykrzywiła wargi w grymasie niezadowolenia, gubiła się we własnych myślach, we własnych snach.
-Tom... Kiedy wiesz,że wizja jest wizją, a nie zwykłym snem?- spytała cicho, spoglądała na niego z zainteresowaniem. Milczał długo więc odwróciła wzrok przekonana, że nie otrzyma odpowiedzi.
-W moich snach zawsze jest gęsty mrok, w który wkroczyłaś dzisiejszej nocy- zaczął z drwiącym uśmiechem, więc spojrzała znów na niego, ciekawa.- Jednak ty możesz odróżnić sen od wizji nieco inaczej. We śnie choć obraz jest barwny, to także niewyraźny, a sylwetki rozmazane. W wizji natomiast kolory są wyblakłe, ale czujesz magię ukrywającą się po kątach.- Przerwał patrząc na nią podejrzliwie.- Skąd to pytanie? Znów jesteś ciekawska, czy ojciec męczy cię po nocach?- spytał zaciskając wąskie wargi. Usiadła obserwując go z góry, mimo tego czuła się jakby był jej katem, znęcającym się nad biedną duszą. W dodatku było zimniej niż pamiętała, zatrzęsła się lekko czując jak pojawia się gęsia skórka.
-Tak, pokazuje- potwierdziła krzywiąc się lekko.- Choć to i tak przyjemniejsze od twych snów, ja tylko patrzę, nie czuję zagrożenia- mruknęła i przywołała jego marynarkę otulając się nią.- Tu zawsze jest tak zimno?- Udała smutną, wygięła usta w podkówkę.
-Zaraz się rozgrzejesz- odparł lodowatym głosem. Wzdrygnęła się przestraszona czując na karku czubek różdżki pulsujący od magii.
-Co robisz?- spytała zaskoczona.
-Czujesz się tu zbyt pewnie- odpowiedział, szeptał jej do ucha na koniec przygryzając je lekko.
-Przestań, Thomas.- Szarpnęła się do tyłu, doskonale wiedziała, że nienawidzi on swego imienia, tym bardziej tego pełnego. Pogorszyła tym swą sytuację, pchnął ją na poduszki i przygwoździł do łóżka. W jednej dłoni ściskał różdżkę sunąc nią po smukłej szyi, a wolną rękę opierał na jej biodrze.- Tom?- rzuciła pytająco, nie wiedziała czy bardziej przeraża ją jego zachowanie czy też przeszywający wzrok błądzący po jej ciele, raz po raz wracający na usta. Znieruchomiał, gdy oblizała spierzchnięte wargi i głośno przełknęła ślinę.- W kontrakcie jest, że mnie nie skrzywdzisz- zauważyła nieśmiało.
-A krzywdzę?- Przesunął wargami po jej ramieniu. Po chwili poczuła zimne wargi na swoich, szarpnęła się znów, ale i tym razem nie pozwolił jej uciec.  Coraz bardziej zaskoczona, lecz także spłoszona, kątem oka dostrzegła, że ciemnooki wsuwa różdżkę pod poduszkę.  Zaraz potem przesunął palcami po jej szyi, pieścił przy tym skórę, ale ugryziony  w wargę zaprzestał pocałunków.  Obserwowała go uważnie, zrezygnowała z wyrywania się, to i tak nie miało sensu. Leżał przy niej, dłonią sunąc po jej ciele, po brzuchu, biodrach, udach.
-Przestań- mruknęła zniechęcona. Zatrzymał dłoń  na brzuchu, spoglądał na nią udając smutnego, choć w jego oczach pojawiły się kpiące błyski.
-Odrzucasz mnie?- spytał przygnębionym głosem. W odpowiedzi spojrzała na niego z urazą.
-Tak!- krzyknęła z determinacją. Odepchnęła go od siebie, wkładając w to wszystkie siły i zwinnie wyskoczyła z łóżka. Nie zwracała uwagi na jego słowa, chociaż usłyszała je dokładnie to nie potrafiła zrozumieć ich znaczenia.- Nienawidzę cię bardziej niż kiedykolwiek przedtem!- wykrzyknęła roztrzęsiona i uciekając głośno trzasnęła drzwiami.
    Poruszała się niczym robot, gdy ubierała spodnie i fioletową koszulę, wszystkie swoje rzeczy spakowała zaklęciem. Zawiązała buty i wybiegła przed rezydencję, przeniosła się do Nory. Zaciskała lekko wargi, z przygnębieniem w oczach pukała do drzwi. Otworzyły się szybko, stanęła w nich Molly, która wyciągnęła do niej ręce, zatroskana. Padła w ramiona kobiety, szlochała nie rozumiejąc samej siebie, zagubiona, a ta przytulała ją mocno, o nic nie pytała.
***
    Siedziała na dywanie z książką, a przyjaciele zajmując sofę dyskutowali o Śmierciożercach. Przygryzła wargę i wbiła wzrok w książkę, gdy przenieśli rozmowę na Zabini'ego i Malfoy'a. Kiedyś, by jej to nie obchodziło, czytałaby zamiast, tak jak teraz, oglądać literki, lecz po poznaniu prawdy doszła do wniosku, że rodzina, którą znała zniknęła, a nowa... nowej jeszcze nie miała przyjemności poznać i zrozumieć. Blaise' a natomiast traktowała jak powiernika i przyjaciela, mimo krótkiej znajomości oraz ciężkiego początku.
-A ty jak myślisz, Hermiono?- Padło jedno z pytań, których się obawiała- oni są Śmierciożercami?- spytała z powagą Ginny. Wzdrygnęła się się lekko, wciąż wbijała wzrok w książkę, zastanawiała się nad odpowiedzią.
- Myślę, że nie- odparła po namyśle, z determinacją.- Nie mają mrocznego znaku- dodała niechętnie.
- Skąd możesz to wiedzieć?!- Jak zwykle impulsywny Ron poderwał się gwałtownie, obserwując ją gniewnie wymachiwał rękoma, stał zdecydowanie zbyt blisko. Podniosła się i cofnęła o krok, gdy poczerwieniał ze złości, w pierwszym odruchu chciała  zablokować jego nadgarstki, zamiast tego zacisnęła mocno palce na swej lekturze.
-Ron!- zawołał Harry, który jako pierwszy wyrwał się z osłupienia. Chwycił rudzielca za rękę.- Ron- powtórzył uspokajająco.
- Po śmierci rodziców zajął się mną przyjaciel ojca. Okazało się, że tata wraz z nim prowadził gabinet dentystyczny i wiedział, że ten jest czysto krwistym czarodziejem- zaczęła cicho.- Mieszka on po sąsiedzku z Malfoy'ami, którzy mają olbrzymi basen, w którym Malfoy z Zabini'm spędzali większość część dnia- dodała przełykając ślinę, gdy dłoń znalazła się kilka milimetrów od jej twarzy. Odwróciła się gwałtownie na pięcie i nim opuściła Norę zabrała z wieszaka szarą kurtkę, w której trzymała różdżkę. Zanim wybiegła przyzwała do siebie wszystkie rzeczy.- Dziękuję za gościnę, pani Weasley- rzuciła ze sztucznym uśmiechem do kobiety, która właśnie weszła do domu. - Niestety muszę wracać do opiekuna, do zobaczenia na stacji.- Uciekła nim kobieta otworzyła usta. Zniknęła w lesie, z którego przeniosła się na Pokątną.  Zmniejszyła swój bagaż i schowała go do kieszeni kurtki, którą ubrała nim weszła do nowo otwartej księgarni, "Anmael" prowadzonej przez znajomą ojca.
-Lorena  Wayland?- spytała cicho. Przyjrzała się uważnie stojącej za ladą kobiecie, niskiej i drobnej, o delikatnych rysach twarzy, wąskich ustach i olbrzymich, zielonych oczach, rodem z mang i anime.  Ubrana była w rubinową szatę, a czarne, gęste włosy spięła w kok na czubku głowy.
-We własnej osobie. A ty jesteś?- zapytała niechętnie. Dziewczyna wiedziała, że nie robi najlepszego wrażenia, wszak wybiegła prawie tak jak stała. Miała na sobie pogniecioną, niebieską koszulę, szarą kurtkę, białe, krótkie spodenki i tego samego koloru tenisówki, oczy, ciemne i gniewne, policzki zarumienione od biegu, a włosy potargane przez wiatr.
- Jestem Hermiona Grindelwald, córka Gellerta, w jednym ze snów widziałam was razem... pomyślałam, że może masz z nim jakiś kontakt- oznajmiła onieśmielona, doszła do wniosku, że podjęła głupią decyzję.
Czarnowłosa przyjrzała jej się podejrzliwie, lecz po namyśle przywołała ją do siebie ruchem ręki i ruszyła na zaplecze, a dziewczyna posłusznie poszła za nią.

___
Jest notka, miała być wcześniej, ale ja najpierw piszę w notatniku, a potem przepisuję na komputer, a z wybitym palcem wskazującym niezbyt mogłam sobie na to pozwolić... <<
Wiecie...cieszę się, że ktoś to czyta i rozumiem, że nie wszyscy mają czas na długie komentarze, jednak chciałabym wiedzieć ile osób tu zagląda, takowe proszę o napisanie pod notką chociażby zwykłego "czytam".

2 komentarze: